Wcale nie trzeba wydawać dużo pieniędzy na dobre kosmetyki do włosów. Na naszym rynku jest pełno perełek w okazyjnych cenach. Bardzo lubię maski do włosów marki Kallos. Atrakcyjna cena, mniejsze, większe pojemności i przede wszystkim skuteczność działania sprawiają, że tak wiele osób je polubiło. W dzisiejszym poście napiszę o apetycznie pachnącej budyniem wersji Kallos Milk.
Wybieram maski Kallos o mniejszej pojemności. Duże opakowania starczają naprawdę na długo i zwyczajnie po jakimś czasie się nudzą. Ja lubię zmieniać produkty do włosów, ale nie cierpię też mieć x rozpoczętych opakowań. Staram się w miarę możliwości wszystko na bieżąco zużywać, dlatego dla mnie możliwość wyboru mniejszego słoiczka jest świetnym rozwiązaniem.
Moja mleczna maska do włosów Kallos zamknięta jest w opakowaniu o pojemności ml. Przyjemna dla oka szata graficzna. Po otwarciu czuć niesamowity zapach. Słodki, ciepły, śmietankowy, przypominający budyń. Bardzo mi się podoba i uwielbiam go wąchać. Jej konsystencja jest w sam raz. Nie za gęsta, nie za lekka. Nie przecieka przez palce, dobrze się aplikuje na włosy.
Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Citric Acid, Propylene Glycol, Hydrolyzed Milk Protein, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Parfum, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone
Używałam jej na kilka sposobów:
- jako szampon, do mycia włosów na długości
- jako odżywkę na 5 minut
- jako maskę na 15-20 minut
Maska według producenta przeznaczona jest do włosów słabych, po zabiegach chemicznych i termicznych. Moje włosy są systematycznie farbowane na blond, suche na końcach, a przy nasadzie szybko tracą świeżość. Mają tendencję do strączkowania, plątania. Po każdym myciu suszę je suszarką. Maska Kallos Milk świetnie sobie daje z nimi radę. Po jej użyciu włosy są lekkie, miękkie, ładnie wyglądające. Nie sklejają się w strąki, nie są przetłuszczone czy zbytnio obciążone. Rozczesywanie ich staje się łatwiejsze. Po wysuszeniu są proste, gładkie. Spełnia swoje działanie nawet gdy jest nałożona na włosy na krótki okres czasu. Sprawdza się również, jako szampon do mycia włosów na długości. Nie nakładałam jej na skalp- raczej nie kładę w tym rejonie żadnych masek i odżywek.
Nie stosuję jej po każdym myciu, ponieważ jest to maska proteinowa i przy zbyt częstym używaniu może spowodować nadmierny puch.
Dotychczas na blogu pojawiły się 3 recenzje masek Kallos:
Jest również notka o szamponie, ale byłam z niego średnio zadowolona. Natomiast, jeśli jesteście ciekawe, jak wyglądają moje włosy po masce Kallos Milk to zaglądnijcie na mojego INSTAGRAMA :)
Lubicie maski tej firmy? Którą wersje możecie mi polecić?
Mam jedną maseczkę Kalossa i jestem z niej zadowolona :)
OdpowiedzUsuńJeśli możesz, kliknij w linki w najnowszym poście, dzięki ;*
Zaraz do Ciebie zaglądnę :)*
UsuńBardzo ją lubię i często stosuję :) Chociaż keratynowa jest dla mnie chyba najlepsza.
OdpowiedzUsuńA dla mnie chyba Milk lepsza jest od keratynowej :)
UsuńTej nie miałam, zamówiłam dzisiaj sobie taką litrową OMEGA, bo czytałam trochę dobrego o niej a potrzebna jest mi na teraz więc wzięłam ;)
OdpowiedzUsuńChyba moja następna maska to będzie Omega :)
UsuńPolecam ta emolientowa maske omega. Powinnas byc z niej zadowolona.
UsuńBędę musiała ją przetestować! Wersja keratynowa spisała się na medal :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie :) Bardzo jest fajna, tylko trzeba przerwy robić, bo może przeproteinować włosy.
UsuńUwielbiam tą maseczkę, ma piękny zapach! Ale przede wszystkim świetnie działa na moje włosy, stosowałam ją na takie same sposoby jak opisałaś :) Oczywiście nie za często, wole unikać przeproteinowania :)
OdpowiedzUsuńRacja, zapach ma obłędny!
Usuńkiedys używałam ich masek (na pewno zielona była ok), ale nie byłam w stanie ich wykończyć i jakoś przestałam kupować. może pora do nich wrócić w końcu te ceny kusza ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam na mały konkurs na moim blogu :)
Dlatego ja wolę kupować mniejsze opakowania, mimo że bardziej się opłaca litrowe :)
UsuńJa miałam kilka wersji maseczek z kallosa i z każdej byłam zadowolona, czekoladowa cudownie pachnie :)
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś wersję Latte, śliczny miała zapach :)
OdpowiedzUsuńZ Kallosa miałam już sporo masek, ale tej jeszcze nie ;)
OdpowiedzUsuńMiałam taką dużą, też mleczną, biało-niebieską, ale to chyba nie jest Kallos...
Miałam jedną, ale mnie nie uwiodła :) Zapraszam Cię do mnie na konkurs, fajne kosmetyki do wygrania :D
OdpowiedzUsuńMi Kallos niestety jakoś nie służy ;)
OdpowiedzUsuńStosowałam keratynową i latte, ale nie polubiłam się z nimi. Teraz mam jakąś obiekcję przed innymi wersjami.
OdpowiedzUsuńi te anielskie szczotki ♥ ♥
OdpowiedzUsuńJa tej wersji nie miałam okazji przetestować ale mam maskę Keratin i Blueberry i bardzo je lubie. :)
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam wersję Color:)
OdpowiedzUsuńmleczny wariant to jak na razie mój ulubiony
OdpowiedzUsuńUwielbiam Kallosy :) Moim mlecznym faworytem jest jednak klasyczny Serical :)
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu wypróbować, bo od dawna mnie kusi. Ja bardzo chwalę sobie kallos latte
OdpowiedzUsuńChyba jestem jedyną osobą w blogosferze, która nie miała do tej pory żadnej z masek Kallos :)
OdpowiedzUsuńchętnie wypróbuję, lubię maski z kallosa :)
OdpowiedzUsuńhttp://exality.pl/
Lubię wersję cherry tej maski, polecam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam maski Kallos :)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię kallosy, ale ne mogę ich za długo stosować, bo zaczynają działać odwrotnie
OdpowiedzUsuńmusze wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńSandicious
Niedawno właśnie tę kupiłam mamie i chyba sama się na nią skuszę, jak mi się skończy bananowa, która swoją drogą szału z włosami nie robi :P
OdpowiedzUsuń