środa, 30 lipca 2014

TANIE I DOBRE: MIYO- BAZA POD CIENIE


Nie wyobrażam sobie makijażu oczu bez wcześniejszego nałożenia bazy. Ponieważ mój DURALINE się skończył  (pół roku codziennego używania!) zaczęłam się rozglądać za czymś co utrwali cienie na powiekach. Tym razem chciałam coś w słoiczku o kremowej konsystencji. W ciemno kupiłam bazę MIYO, która okazała się świetna.


MIYO EYE DO!- BAZA POD CIENIE
Baza pod cienie Eye DO! dzięki swej satynowej konsystencji oraz barwie w odcieniu 'nude" idealnie wyrówna koloryt powieki, tworząc bazę do stworzenia makijażu. Wydobędzie z cieni pigment oraz przedłuży ich trwałość.


Cena: ok 8 zł
Pojemność: 7g

Baza dostępna w estetycznym, czarnym, plastikowym słoiczku. Ważna 24 miesiące od otwarcia. Jest bezzapachowa.

Obawiałam się topornej, tępej konsystencji. Na szczęście jest całkiem odwrotnie. Miękka w dotyku, ale nie za bardzo mazista. Łatwo się wydobywa i rozprowadza.



Wydajna- wystarczy niewielka ilość nałożona na powiekę. Podbija kolor cieni i przedłuża ich trwałość. Cienie nie rolują się, nie zbierają w załamaniu.
 Bez problemu wytrzymują cały dzień. 

Po ponad miesiącu używania nie zmieniła konsystencji.




Cenowo dużo korzystniejsza niż baza ArtDeco, od której moim zdaniem jest lepsza.
Tania i dobra- polecam!


poniedziałek, 28 lipca 2014

Pani Gadżet- zegarki


Pewnie niewiele z Was pamięta posty z serii 'Pani Gadżet'. Właściwie to nie wiem dlaczego z nich zrezygnowałam, bo pamiętam, że pisanie takich niekosmetycznych notek sprawiało mi ogromną przyjemność i chciałabym do tego wrócić :)
Tak więc przyszykowanych już mam kilka postów z tej serii, a w sierpniu-wrześniu planuję zorganizować rozdanie, gdzie do wygrania będą rzeczy przeze mnie opisywane.



Zamówiłam ostatnio dwa zegarki (tzn trzy- jeden dla Was). Były tanie jak barszcz i ładnie się prezentowały na zdjęciach w ofercie.




Bardzo spodobał mi się zegarek w azteckie wzory. Chciałam również coś bardziej klasycznego.




Z tego poniższego jestem bardzo zadowolona. Świetnie się prezentuje na ręce i ma ciekawy wzór.





Natomiast ten ładniej prezentuje się na zdjęciu niż w rzeczywistości. 
Szkoda, że to "złoto" jest takie.. pomarańczowe.



Który Wam się bardziej podoba? :)


piątek, 25 lipca 2014

Mój sposób na maksymalnie wydłużone rzęsy.




Post, który obiecałam Wam już chyba z rok temu.. Wreszcie się za niego zabrałam. Robienie zdjęć zajęło mi dłuższy czas niż myślałam.. i nadal nie jestem zadowolona z nich. 
Przede wszystkim chciałam pokazać Wam różnicę między "normalnym" sposobem malowania rzęs, a moim. Nie mam pojęcia dlaczego kiedy coś chcemy pokazać to wtedy akurat nie chce to wyjść (a przecież tym sposobem maluję rzęsy od lat!!). W każdym razie publikuję już długo wyczekiwaną notkę, bo mam dość "chodzenia" kilka dni z rzędu z jedną stroną rzęs lepiej pomalowaną, a drugą gorzej. A jak wyglądają moje wytuszowane rzęsy już bardzo dobrze wiecie jeśli mnie czytacie.

No to lecimy..



Czy zastanawiałyście się kiedyś co w głównej mierze wpływa na dobrze wytuszowane rzesy. 
Liczy się szczoteczka czy tusz? 
Myślę, że jeśli tusz jest prawidłowej konsystencji i świeżości to nie ma co więcej wydziwiać. 




Pozostając w temacie szczoteczek. Czy lepsza jest normalna czy silikonowa? Uważam, że w tym przypadku liczą się osobiste preferencję. Jedni są do pierwszej przyzwyczajeni, inni do drugiej. Mnie to nie robi większej różnicy.






A co z kształtem szczoteczki? W przypadku mojego sposobu malowania rzęs sprawdza się szczoteczka o najnormalniejszym, klasycznym kształcie (np. taka jak pierwsza od lewej i pierwsza od prawej).





Czy warto inwestować w drogi tusz do rzęs? Moim zdaniem nie warto. Jest wiele dobrych maskar w korzystnej cenie ( Lovely- Pump Up, Wibo, Eveline). Akurat na zdjęciu widzicie po lewej stronie średnią półkę- lubię używać tuszów L'oreal (szczególnie So Couture ) oraz MF 2000 calorie.
Przetestowałam wiele produktów do malowania rzęs, również tych drogich i nie raz okazywały się gorsze od zwykłego tuszu za 10 zł.





Mój sposób malowania rzęs polega na nakładaniu w odpowiedni sposób dwóch warstw tuszu.
Pierwsza warstwa- nazwana przeze mnie "bazową"- nakładam cienką warstwę od nasady (staram się przykładać szczoteczkę jak najbliżej nasady) po same końce maksymalnie wyciągając je jak najbardziej w górę. Na tym etapie zależy mi tylko i wyłącznie na dobrym rozdzieleniu rzęs i ich usztywnieniu. Zaczynam od środka, zewnętrzny kącik, wewnętrzny.
Druga warstwa- Wykonuję ruch szczoteczką od nasady w górę (przy czym już nie nakładam tuszu dokładnie przy nasadzie. Tutaj zależy mi na środku i końcu rzęs). Następnie szczoteczkę układam od tyłu rzęs i tak od połowy ich długości (albo same końcówki) maluję od tyłu. Jest to kilka ruchów przód-tył-przód-tył.

To samo możecie zrobić z dolnymi rzęsami.

Mam nadzieję, że cokolwiek zrozumiałyście :) Strasznie to ciężko opisać.


Co daje tuszowanie rzęs od tyłu możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu. Tworzy się nazwijmy to przedłużenie rzęs.



Tutaj wrócimy na momencik do tematu tuszu samego w sobie. Tak jak pisałam wyżej powinien być odpowiedniej konsystencji i świeżości. W innym przypadku skończy się to osypywaniem i odpadnięciem "przedłużenia" rzęs.
Jeśli tusz jest ok to nic takiego się nie dzieję. Daję słowo- maluję się tak od lat.

Czy między nałożeniem pierwszej warstwy, a drugiej trzeba czekać aż 1 wyschnie? Niekoniecznie. Jednak zaobserwowałam, że jeżeli się tak stanie to podczas nakładania 2 mogą zrobić się grudki na końcach. Dlatego najlepiej 2 warstwę nakładać, jak jeszcze 1 jest trochę mokra.




Na trzech poniższych zdjęciach zobaczyć możecie różnicę między "w normalny sposób pomalowanymi rzesami" (lewa strona), a moim sposobem (prawa strona). Myślę, że jest to widoczne.





Wiele osób sądzi, że moje rzęsy są naturalnie takie długie. Być może do najkrótszych nie należą, ale jak widzicie trochę im pomagam :)


Wiadomo, ze naturalniej wygląda lewa strona, ale jeśli lubicie mocno podkreślone rzęsy i maksymalnie wydłużone to koniecznie spróbujcie moją metodę.
Nie zrażajcie się jeśli za pierwszym razem Wam nie wyjdzie. 

Mam nadzieję, że temat wyczerpałam, ale jeżeli macie jeszcze jakieś pytania to piszcie koniecznie w komentarzu.


Buziaki!

środa, 23 lipca 2014

SHINYBOX CZERWIEC (recenzja) + LIPIEC


CO ZNALAZŁAM W LIPCOWYM WYDANIU SHINYBOX


W lipcowym pudełku znaleźć można 5 produktów pełnowymiarowych (tak, ampułka o pojemności 3 ml też), ale jakoś tak tym razem jakby skromniej..
Cień do powiek w postaci kredki Etre Belle, który kosztuje 59,00 (aż tyle?!) dostałam w granatowym odcieniu. Mam nadzieję, że będę umiała coś nią zmalować :) Sprawdziłam na ręce- jest bardzo trwała.
Lakier winylowy do paznokci Glazel w letnim kolorku. Wymalowałam nim już paznokcie u stóp. Cieszę się, że nie trafił mi się zielony.
Chłodzący żel po opalaniu z aloesem- produkt typowy na lato. Szkoda tylko, że się nie opalam więc nie przyda mi się :/ Bardzo intensywnie pachnie jak pasta do zębów.
Pomadkę ochronną z filtrem UV SPF6 firmy Venita dostałam niestety ułamaną, ale jakoś bardzo mi się jej żal nie zrobiło.
 Ampułka YASUMI przeznaczona do każdego rodzaju cery, szczególnie przesuszonej i z widocznymi oznakami starzenia- z chęcią przetestuję co to ciekawego jest.






MINI RECENZJE CZERWCOWEGO WYDANIA SHINYBOX


Ze wszystkich dezodorantów, które oferowało nam ShinyBox to antyperspirant Dove okazał się najgorszy. Zapach ma piękny, ale niestety za bardzo efektownie to on nie chroni przed poceniem- a muszę przyznać, że większego problemu z tym nie mam.
Spray przeciw owadom wypróbowaliśmy ostatnio kiedy będąc na ogródku dosłownie obtoczyły nas komary i faktycznie przestały atakować. Niestety jednego wieczoru zużylismy prawie całe opakowanie.
Make-up blender- fajny gadżet, ale ja wolę aplikować podkłady pędzlem lub palcami.
Serum do włosów Marion już miałam. Dobry kosmetyk, chroni włosy podczas suszenia suszarką. Są gładkie i miękkie w dotyku.
Peeling solny Organique jak dla mnie jednak paskudnie pachnie. Początkowo czułam w nim zapach żurawiny, a teraz jak go wącham to zalatuje mi zgniłymi owocami albo jakimś winem..
Pomadka Sylveco okazała się bardzo dobrym produktem. Nie dziwię się już, że zbiera sporo pozytywnych opinii. Chociaż..ja wolałabym, żeby nie była peelingująca.


Niestety po raz kolejny, w tym miesiącu liczyłam na inną zawartość boxa. Na czerwcowe pudełko również narzekałam, ale w porównaniu z tym jest dużo lepsze. 

Czy tylko mi się wydaje, że dostajemy jakieś.. odrzutki sklepowe?



wtorek, 22 lipca 2014

Dziś są moje imieniny :) + instagram + wyniki rozdania


Dziś są moje imieniny :)



Uwielbiam dostawać prezenty niespodzianki, ale  od jakiegoś czasu praktykujemy "powiedz co chcesz dostać to to kupię". 
Tak więc wybrałam perfumy Lancome La Vie Est Belle. Zapach do którego podchodziłam dwa razy i do końca przekonana nie byłam czy go chcę. 
Dzisiaj już wiem, że bardzo mi się podoba :)



Do niedawna to Chloe Intense były moimi ulubionymi perfumami. Zarzekałam się, że już tak zostanie do końca życia, ale zwyczajnie zaczęły mi się nudzić. Ciekawe jak będzie z tymi.



INSTAGRAM
Tak jak pisałam ostatnio- założyłam konto na Instagramie. Mam już 4 obserwatorów wow ;)))) Wstawiłam już nawet zdjęcie, ale nie mam pojęcia jak dodać opis hehe.
Jeśli macie ochotę zaglądnąć do mnie to zapraszam: http://instagram.com/mallenee


Wybór padł na nazwę mallenee przez 2 e na końcu. W ostatniej notce pisałam Wam, że mam trudność z wyborem loginu, ponieważ 'mallene' jest już zajęty. Zastanawiałam się nad 'malleneblog'
Co ciekawe wieczorem była już zajęta nazwa malleneblog, mallene.blog, mallene_blog - oba konta oczywiście puste.
Może zbieg okoliczności :))

Jeśli macie jakieś ciekawe propozycję na nazwę (chciałabym żeby była związana z blogiem to dajcie znać w komentarzach)

Ok.. teraz niech ktoś mi powie jak wstawić na bloga tą taką ikonkę z instagram :))




WYNIKI ROZDANIA

Fluid-balsam Lirene leci do Wenus z Milo. Zaraz napiszę do Ciebie maila :)




niedziela, 20 lipca 2014

Niekosmetycznie


Wczoraj wreszcie przedłużyłam swoją umowę w Play. Miałam dylemat, jaki telefon wybrać. Wybór padł na Samsunga i mam nadzieję, że będzie robił dobre zdjęcia, bo na tym mi zależało najbardziej :)




Nie wiem dlaczego, ale jestem strasznie do tyłu z wszelkimi portalami społecznościowymi. Do tej pory nie mam nawet prywatnego konta na FB. Zdaję sobie sprawę, że należę do mniejszości.


A jeśli mowa o zdjęciach.. to chyba najwyższa pora mieć konto na Instagram? :)
Mam nadzieję, że uda mi się go "ogarnąć". Póki co zainstalowałam na telefonie i zorientowałam się, że nazwa "Mallene" jest już zajęta wrr.. To może "malleneblog"- jak myślicie?




Dzisiaj szybki, niekosmetyczny post. Leniwy dzień.. Właśnie odpoczywamy po obiedzie.
Czy u Was też taki upał? 

Życzę Wam miłej niedzieli :)


piątek, 18 lipca 2014

MY SECRET DRESS UP YOUR LIPS nr 201- błyszczyk w kolorze idealnym na lato


Końcem czerwca pisałam Wam o niezbyt udanej pomadce do ust MY SECRET DRESS UP YOUR LIPS i wspomniałam, że z tej serii posiadam również błyszczyk, który jest o niebo lepszy.





MY SECRET DRESS UP YOUR LIPS- BŁYSZCZYK DO UST

Kremowy błyszczyk nadający ustom intensywny kolor i lustrzany połysk. Bezdrobinkowy. W kolekcji znajduje się pięć kolorów.

Cena: 12 zł
Pojemność: 17 ml



Swój egzemplarz kupiłam w styczniu/lutym w bardzo atrakcyjnej cenie- 5.99.
Zazwyczaj używam kosmetyków do ust w odcieniach nude, ale czasami lubię jakieś zmiany w tym temacie.


Ogólnie za błyszczykami nie przepadam, ale z chęcią przygarniam te, które cechują się dobrą pigmentacją i pozostawiają na ustach kolor.

Klasyczny aplikator.
Posiadam odcień 201. Kolor różowy, z lekką domieszką pomarańczy. Nie posiada drobinek. Kremowa konsystencja.



Piękny,budyniowy, waniliowy zapach. Łatwo nakłada się na usta, ale trzeba uważać, żeby z nim nie przesadzić, bo będzie wyglądał nieestetycznie.
Dobrze nawilża usta, nie wysusza ich i nie klei ich.
Trwałość jak na błyszczyk bardzo dobra.




Na zdjęciach wyszedł za bardzo różowy. W rzeczywistości widać domieszkę koloru brzoskwiniowego. 




Szkoda, że nie mam teraz możliwości dokupienia innych kolorów. Bardzo dobry produkt za niewielkie pieniądze.


środa, 16 lipca 2014

RECENZJA + ROZDANIE LIRENE BODY BB FLUID-BALSAM DO CIAŁA

Nie jestem wielką fanką opalania, a będąc na plaży nigdy nie mogłam wyleżeć na ręczniku/leżaku dłużej niż 10 minut, bo mnie nosiło :)
Natomiast nie znoszę mieć bladej skóry. Lubię jak jest chociaż delikatnie muśnięta słońcem. Niestety nie mam teraz możliwości korzystania w pełni z uroków upałów, a na spacerach słońce nie chce mnie szybko łapać. Dlatego uwielbiam kosmetyki poprawiające koloryt skóry i nadające efekt opalenizny.



LIRENE DERMOPROGRAM LAST MINUTE BODY BB, FLUID-BALSAM

Multifunkcyjne balsamy-fluidy do ciała nawilżają, regenerują i ujędrniają skórę, jednocześnie nadając jej piękny, opalony i zmysłowy kolor pełen blasku. Body BB nadaje skórze kolor delikatnej opalenizny od razu po użyciu. Balsam zawiera zamknięte w otoczkach pigmenty, które podczas aplikacji uwalniają się, nadając skórze opalony i promienny wygląd. Balsam bardzo dobrze się rozprowadza i dostosowuje do tonacji skóry, dzięki czemu wygląda ona naturalnie.



Cena: 25 zł
Pojemność: 200 ml

Posiada piękne opakowanie- od razu kojarzy mi się z latem, słońcem. Gdybym nie dostała go do testów to przypuszczam, że wołałby mnie ze sklepowej półki, żebym wrzuciła go do koszyka :)

Przyjemny zapach, który pozostaje przez jakiś czas na skórze.

Lekka konsystencja, łatwo się rozprowadza, nie roluje się, nie ma obawy o jakieś smugi, nierówności. Szybko się wchłania.
Posiada granulki, które "rozpuszczają się" po rozsmarowaniu. Na poniższym zdjęciu po prawej stronie balsam lekko rozsmarowany, a na dole jak się przyglądniecie już wchłonięty.


Tworzy bardzo naturalny efekt. Skóra jest o ton ciemniejsza niż w rzeczywistości. Dla niektórych może się okazać za słaby. Pięknie wyrównuje koloryt, ciało ogólnie wygląda lepiej.
Na poniższych zdjęciach lewa noga po aplikacji balsamu.



Lubię ten balsam, ale wolałabym chyba gdyby był odrobinę mocniejszy. Przypuszczam, że taki efekt da Body BB dla ciemnej karnacji, ale chciałam się nim z Wami podzielić :)



Jeżeli chcesz wygrać poniższy fluid-balsam wystarczy, że w komentarzu wyrazisz taką chęć. 
Nie zapomnij podać adresu e-mail.





piątek, 11 lipca 2014

LOVELY VOLUME BOOSTER- wszechstronna maskara z jedwabiem, d-pantenolem i kolagenem


LOVELY VOLUME BOOSTER
Wydłużający i pogrubiający tusz do rzęs w formule odżywczej z d-pantenolem, jedwabiem i kolagenem. Rzęsy mają intensywny, głęboki kolor czerni dzięki wysokiej koncentracji pigmentów. Maskara posiada właściwości pielęgnujące, odżywcze, wzmacniające i chroniące rzęsy.



Cena: 8,99
Pojemność: 8g
Dostępność: Rossmann



Będąc w Rossmannie sięgałam po sprawdzony, tani i dobry żółty tusz Lovely, ale postanowiłam wypróbować coś innego. Już po pierwszej aplikacji żałowałam tej decyzji. 

Posiada silikonową, giętką szczoteczkę o ostrych końcówkach. Aplikacja nie jest przyjemna. Szczoteczka nie chce chwytać rzęs, trzeba się sporo namachać, żeby efekt był widoczny. Po jednym pociągnięciu praktycznie w ogóle nie widać kosmetyku na oczach..




Efekt z jedną warstwą niewiele różni się od efektu z dwoma. Przy czym chcę podkreślić, że jedna warstwa to w rzeczywistości parokrotne tuszowanie. 
Nakładanie kolejnych warstw powoduje osypywanie się tuszu. Osypuje się również w ciągu dnia.



Konsystencja samego tuszu jest jakby sucha. Nie mam pewności, czy moja maskara była wcześniej otwierana, ale nic na to nie wyglądało. 

Szczoteczka sprawia wrażenie takiej, która będzie dobrze rozdzielać rzęsy. Niestety ja zauważyłam, że je skleja. Bardzo łatwo o efekt pajęczych nóżek z grudkami na końcach.

Nie zauważyłam pielęgnującego działania.




Łatwo się zmywa- na szczęście.. Przetestowałam go parę razy i nie będę więcej po niego sięgać.

środa, 9 lipca 2014

ASTOR GEL EYELINER- 002 pacific blue



Eyeliner w żelu Astor kupiłam za niecałe 6 zł w internetowej drogerii. Cena bardzo atrakcyjna więc skusiłam się na dwa kolory. Teraz trochę żałuję.. :)



ASTOR GEL EYELINER
Tusz do kresek w formule żelu z intensywnie napigmentowanym kolorem. Nakłada się łatwo za pomocą wbudowanego pędzelka, który pozwala uzyskać delikatną lub wyraźną kreskę. Dzięki wodoodpornej formule pozostaje na miejscu przez cały dzień- nie ściera się ani nie rozmazuje.



Recenzowany odcień: 002 pacific blue
Pojemność: 1.4 g

Opakowanie posiadające pędzelek, który okazał się bardzo dobry. Nigdy nie miałam przekonania do takich dołączonych do produktu aplikatorów, ale z braku laku (mój się już mocno zużył) musiałam go użyć i nie żałuję, ponieważ jest bardzo precyzyjny. 





Ładny, letni kolor. Niebieski, bez żadnych drobinek. 
Niestety w opakowaniu jego konsystencja jest bardzo tempa. Przypomina mi zbitą plastelinę. Ciężko ją wydobyć za pomocą pędzelka. Najlepiej przy użyciu patyczka/wykałaczki "wyskrobać" trochę produktu i nałożyć na wierzch dłoni i stamtąd nakładać pędzelkiem.



Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć, że ciężko o równomierny efekt- potrzeba co najmniej dwóch warstw.



Kolor mimo, że wydaje się intensywny, nałożony na powiekę trochę traci koloru. Ogólnie przypomina mi bardziej cień w kremie niż eyeliner w żelu.


Przypuszczam, że mógłby się okazać jako świetna baza pod cienie. Niestety ja nie używam cieni w takiej kolorystyce. 

Posiadam jeszcze zielony kolor i również mnie rozczarował.
Nadal więc poszukuję godnego zastępcy eyelinera w żelu Essence.


niedziela, 6 lipca 2014

LIRENE GOLDEN CHARM- balsam magia złota na skórze



Kiedy opublikowałam post o balsamie Lirene Rubin Charm dużo osób było ciekawych wersji złotej tego produktu.
Wiele z Was pewnie tak jak ja nie złapało jeszcze pięknej opalenizny, dlatego myślę, że bardziej przypadnie Wam do gustu Golden Charm. Przynajmniej na mojej bladej skórze ładniej się prezentuje. Przypuszczam, że u osób o ciemniejszej karnacji czy skórze muśniętej słońcem oba balsamy będą pięknie rozświetlały i podkreślały ładny koloryt skóry.





LIRENE DERMOPROGRAM, BALSAM GOLDEN CHARM

Balsam Golden Charm jest przeznaczony do każdego typu cery.
Balsam sprawi, że poczujesz prawdziwą magię złotych drobinek, a skóra rozbłyśnie szlachetnym blaskiem złota oraz stanie się miękka w dotyku i jedwabista. Zmysłowy zapach balsamu podkreśli Twoją kobiecość i naturalne piękno.
Zawarta w balsamie złota alga głęboko nawilża skórę oraz pobudza produkcję kolagenu, dzięki czemu na dłużej zatrzymasz młodość. Hialuronian przywraca jędrność, a olej z jojoby odżywia skórę. Balsam sprawi, że stanie się miękka w dotyku i jedwabista. 
Produkt objęty jest Dermoprogramem Lirene, opracowanym przez Ekspertów Laboratorium Naukowego Lirene, gwarantującym bezpieczeństwo i skuteczność.
Przebadano dermatologicznie.



Jeśli chodzi o właściwości pielęgnacyjne, konsystencję to wersja złota niewiele się różni od różowej.
Lekka, żelowa formuła, szybko się wchłania

Zapach jest inny, ale również bardzo, ładny, trwały. Pachnie jak perfumy. Dla niektórych może okazać się zbyt nachalny, czy może gryźć się z perfumami, ale z drugiej strony jeśli  są o podobnej woni to zdecydowanie balsam dodatkowo podbije ich zapach.


Pięknie rozświetla skórę. Posiada drobinki, które po aplikacji nie migrują wszędzie dookoła, nie zostają na ubraniu itd.




Na poniższym zdjęciu (1 i 2) możecie zobaczyć jak prezentuje się na lewej stronie rozprowadzony balsam Rubin Charm, po prawej Golden.
3 zdjęcie prezentuje wchłonięty już w skórę złoty balsam w świetle dziennym (fot. zrobiona na balkonie).



Wprost nie mogę się doczekać, kiedy chociaż delikatnie się opalę. Skoro teraz balsam prezentuje się bardzo dobrze, to dam sobie rękę uciąć, że jak się opalę to będzie wyglądał jeszcze lepiej.



środa, 2 lipca 2014

LIRENE RUBIN CHARM- BALSAM KUSZĄCE RUBINY NA SKÓRZE






LIRENE DERMOPROGRAM RUBIN CHARM- BALSAM DO CIAŁA

Balsam Rubin Charm jest przeznaczony do każdego typu cery. Otuli skórę kuszącymi rubinami i nada jej niepowtarzalny blask. Zawarte w balsamie rubinowe pigmenty doskonale rozświetlą skórę i podkreślą jej naturalne piękno, a zmysłowy zapach rozbudzi kobiecość. Olej z jojoby głęboko nawilża skórę. Wyciąg z żurawiny zapewnia silne działanie antyoksydacyjne (przeciwstarzeniowe), a hialuronian ujędrniające. Witamina PP chroni skórę przed niekorzystnym wpływem czynników środowiskowych.


Cena: ok 17 zł
Pojemność: 200 ml

Balsam dostałam do przetestowania zimą. Nie otwierałam go wówczas, ponieważ doszłam do wniosku, że bardziej przyda mi się w sezonie letnim.

Bez wątpienia opakowania produktów Lirene z serii Charms przyciągają uwagę. Myślę, że nie jedna zapragnęła je mieć, kiedy zobaczyła balsamy na sklepowych półkach.

Balsam cudownie pachnie, ale dla niektórych zapach ten może okazać się zbyt intensywny czy gryzący się z perfumami. Długo utrzymuje się na skórze. 



Gęsta konsystencja, lekko żelowa z drobinkami, łatwą ją rozsmarować. Nadaje skórze delikatny różowy odcień- czego osobiście wolałabym uniknąć. 



Posiada rozświetlające drobinki i efekt rozświetlenia jest dość widoczny, zwłaszcza w słońcu. 



Średnio dobrze nawilża. Nie traktowałabym go jako pielęgnujący, nawilżający produkt. 
Myślę, że będzie pięknie wyglądał na opalonej skórze. Ja niestety takiej jeszcze nie mam :)


Posiadam jeszcze wersję złotą, która bardziej przypadła mi do gustu. 

A Wy przetestowałyście już balsamy LIRENE CHARM? 
Lubicie w ogóle takie rozświetlające produkty?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...