sobota, 25 lutego 2017

BYE BYE FEBRUARY!!!


Odnoszę wrażenie, że styczeń i luty to pasmo niekończących się problemów i nieszczęść. Szczególnie luty dał nam mocno po tyłku zwłaszcza przez jakąś "jelitówkę", która nas dopadła. Chyba każda matka mi przyzna, że choroba dziecka (u mnie dwójki) to coś okropnego. Ciągły strach, stres, nerwy, nieprzespane noce bardzo się na nas odbijają. Jednak, jak cofnę się pamięcią do zeszłego roku to w tym okresie byłam z Julią w szpitalu, więc suma sumarum nie jest źle :) Dziewczynki wyszły z tego, ale na dobitkę ja się pochorowałam. A wiecie, jestem osobą, która nie kładzie się do łóżka będąc chora. Nie ma znaczenia czy mam siłę czy nie, czy jestem zmęczona, muszę swoje zrobić. Niestety wymiotując i mając biegunkę (o matko!) powaliło mnie na całego. 
W grudniu Julia na akrobatyce źle skoczyła i miała nogę w szynie. Styczeń w większości upłynął nam pod znakiem choroby (jakaś normalnie epidemia! Na 21 osób w klasie, obecnych 5)- także mam nadzieję, że przynajmniej na najbliższy czas wykorzystałyśmy limit problemów zdrowotnych i zrobi się spokojniej :)
Przepraszam Was za wszelkie zaległości na blogu. Muszę też przyznać, że w tym miesiącu zrobiłam bardzo mało zdjęć i mam masę zaległości ze wszystkim.


W tym miesiącu dostałam apetyczną, walentynkową przesyłkę od Farmony. Jak zwykle wszystkie produkty pięknie pachną. To właśnie za zapach i działanie najbardziej lubię kosmetyki tej firmy. Migdałowy peeling do mycia ciała- ahhh dziewczyny żebyście mogły go poczuć. Sama słodycz migdałów i trufli! Kokosowy krem do rąk i paznokci w mini wersji znalazł miejsce w mojej torebce. Żel do mycia ciała oraz olejek do masażu dla dwojga to dla mnie nowość. Bardzo fajny pomysł na Walentynki :)




Zdecydowanie jestem wielką fanką kawy. Uwielbiam jej zamach! Zawsze przed zmieleniem wącham piękny aromat ziaren kawy. Bardzo lubię też ten składnik w kosmetykach. Peeling kawowy towarzyszy mi już od wielu lat. Tym razem przetestuję naturalny peeling kawowy od Efektimy. Jest to kawa z dodatkiem oleju migdałowego, soli z Morza Martwego, witaminy E, masła shea, oleju makadamia oraz oleju kokosowego. Brzmi cudownie! Myślę, że się bardzo polubimy.
Drugim produktem, który dostałam od Efektimy jest serum antycellulitowe. Jakby nie było lada moment marzec, wiosna. Pasowałoby wreszcie zacząć przygotowywać skórę do lata (i ciało!). Mam nadzieję, że w tym roku zdążę :P Serum ma fajne opakowanie z pompką, lekką konsystencję i cudowny zapach, który kojarzy mi się ze słońcem i latem. Z przyjemnością zużyję do ostatniej kropli.





Na koniec coś dla mnie, ode mnie ;) Eh to głupie, ale nic mnie tak nie mobilizuje do nauki, jak nowe, ładne akcesoria biurowe ;) Ale same przyznajcie, czy można się oprzeć tym ołówkom i notesie, zwłaszcza, że był na promocji. Nie da rady! Mam tylko nadzieję, że wreszcie zrobi się spokojniej, abym mogła zacząć je użytkować. 



Czy u Was rano też był ŚNIEG??!! Skończyłaby się już ta zima. Czekam z wielkim utęsknieniem na wiosnę.

Buziaki :*

środa, 8 lutego 2017

MÓJ SPOSÓB NA ZBYT ŻÓŁTY ODCIEŃ BLONDU, ZA CIEMNY ODROST PO FARBOWANIU NA BLOND- JOANNA MULTI BLOND REFLEX (ROZJAŚNIACZ W SPRAYU), JOANNA ULTRA COLOR SYSTEM (SZAMPON)



Farbujesz włosy na blond? Wyszedł Ci kiedyś zbyt żółty albo za ciemny odcień? Po pewnym czasie od aplikacji farby Twoje włosy tracą kolor i tym samym swoje piękno? A może dopiero zmierzasz do upragnionego blondu i przechodzisz przez różne odcienie żółtego? Chyba każdej posiadaczce jasnych, farbowanych włosów nie jest to obce :) Dzisiaj więc będzie post o dwóch produktach, którymi się asekuruję od lat. 



JOANNA, MULTI BLOND REFLEX

Rozjaśniacz w sprayu, służący do nadawania jasnym włosom efektu naturalnego, ciepłego, rozświetlającego słonecznego balejażu. Dzięki temu preparatowi możesz ozdabiać fryzurę złotawymi refleksami letniego słońca przez cały rok. Efekt zależy od wyjściowego koloru i odcienia włosów oraz ich naturalnej podatności na rozjaśnianie. To nie jest dekoloryzator - kosmetyk służy do delikatnego rozświetlenia włosów nieregularnymi, złocistymi i ciepłymi w odcieniu pasemkami, imitującymi słoneczne refleksy, nie do radykalnej zmiany koloru. Rozjaśniacz zawiera ekstrakt z rumianku i składniki odżywcze. Wyciąg z rumianku polecany jest szczególnie do pielęgnacji włosów blond. Po użyciu kosmetyku włosy pozostaną miękkie.


Próbuję na moment cofnąć się w czasie i przypomnieć sobie, w którym roku zaczęłam schodzić z brązu na blond (zawsze byłam posiadaczką dłuższych blond włosów, ale któregoś dnia strzelił mi pomysł do głowy aby je ściąć na boba i przyciemnić :P). O ile mnie pamięć nie myli było to w 2011 roku, a już wcześniej znałam ten rozjaśniacz w sprayu. Także nie zliczę ile buteleczek przewinęło się przez moje ręce. 



Początkowo służył mi tylko w celu dodania włosom refleksów, takiego słonecznego efektu. Później pomagał w przyspieszeniu dojścia do upragnionego koloru, a kiedy już to zrealizowałam używam go wtedy, gdy odcień moich włosów jest zbyt ciemny, zbyt żółty albo stracił swój kolor. Powodów tego może być mnóstwo, chociażby zwykła zima, podczas której jest mało słońca i włosy robią się hmm matowe. Albo w momencie, kiedy za krótko trzymam farbę lub posiadam duży odrost. Robi mi się wtedy za ciemno wokół twarzy i potrzebuję rozświetlenia. 
Tak samo, jak nakładam farbę tak aplikuję rozjaśniacz. Czyli zaczynam od dołu (na odrost), oddzielając grzebykiem dane partie. Później wszystkie włosy rozczesuję aby było odpowiednie przejście koloru. Jeśli mam czas to przez chwilę podsuszam je suszarką, związuję w warkocz i idę spać. Następnego dnia myję włosy. 

Poprzednia wersja rozjaśniacza (opakowanie z niebieskim akcentem) zawierała m.in kwas salicylowy (Multi Blond Reflex został go pozbawiony) i z tego co pamiętam producent zalecał aplikację produktu na włosy i wyjście na słońce lub właśnie użycie suszarki. 
Kosmetyk nie działa, jak farba czy typowy rozjaśniacz. Zdecydowanie daje dużo łagodniejszy efekt i aby był mocniejszy potrzebne są dodatkowe aplikacje. 
Lubię go za jego łagodność i delikatność dla włosów. Nie zauważyłam  aby powodował ich zniszczenie itp. Aplikator w formie sprayu to zdecydowanie jego ogromny plus. Jego zapach określiłabym jako znośny :) Z efektu, jaki daje jestem zadowolona, ale czytałam opinie, że daje żółty efekt- także trzeba wypróbować go na sobie. U mnie nie ma efektu żółtka. 





JOANNA, ULTRA COLOR SYSTEM- SZAMPON DO WŁOSÓW BLOND, ROZJAŚNIANYCH, SIWYCH

Szampon do systematycznego stosowania. Nadaje platynowy odcień, eliminuje żółtawy odcień włosów. Zawiera składniki działające ochronnie i wzmacniająco na włosy. Formułę wzbogacono o specjalny system koloryzacji, dzięki czemu już po dwukrotnym zastosowaniu włosy zyskują blask i wymarzony odcień. Włosy dobrze się rozczesują, są miłe w dotyku.


Produkt posiada niebieski/granatowy kolor i ma za zadanie ochłodzić kolor włosów. W skład linii wchodzi jeszcze odżywka oraz płukanka. Ostatniej pozycji nie próbowałam, natomiast przez jakiś czas używałam odżywki. Doszłam jednak do wniosku, że wolę szampon, ponieważ fajnie oczyszcza moje włosy, nie powodując przy tym wysuszenia, podrażnienia czy obciążenia, a odżywki zdecydowanie wolę, kiedy są typowo pielęgnacyjne. 
Produkt dobrze się aplikuje oraz pieni. Po zmyciu należy zwrócić uwagę, czy nie ma się pobrudzonego na niebiesko czoła, ucha, karku itd :) Czasami myję nim tylko włosy przy skórze, czasami również na te na długości- w zależności czego potrzebuję. W przypadku, kiedy mamy już odrost trzeba uważać, aby nie przetrzymać zbyt długo produkt na włosach na długości, które jak wiadomo są jaśniejsze, bo wówczas mogą chwycić na niebiesko. 
Sięgam po niego najczęściej wtedy, gdy jestem przed farbowaniem włosów i potrzebują one rozświetlenia. Dobrze się sprawdza, kiedy wyszedł nam zbyt ciemny albo za bardzo ciepły odcień blondu. Świetnie ochładza kolor, ale nie robi tego na stałe. Zazwyczaj używam go dwa razy pod rząd i można powiedzieć, że na jakiś czas jestem zadowolona, po czym po jakimś czasie powtarzam ten "proces". 



Piszcie w komentarzu czy znacie te produkty lub używacie podobnych kosmetyków :)


sobota, 4 lutego 2017

MASŁO SHEA W ZIMOWEJ PIELĘGNACJI TWARZY I CIAŁA

MASŁO SHEA to kolejny bardzo dobry, wielofunkcyjny i przede wszystkim naturalny produkt, który na stałe zagościł w naszym domu. Jednak musiało minąć trochę czasu zanim odkryłam jego świetne właściwości i mnogość zastosowań. Szczerze mówiąc pierwsze opakowanie z zużyciem 1/3 przeleżało na dnie kosmetycznej półki do czasu porządków, kiedy to musiałam je wyrzucić, ponieważ się przeterminowało. To było jeszcze przed szałem na olejowanie włosów. Trudno mi w to teraz uwierzyć, ale kiedyś długo nie mogłam się przekonać do różnych olejków, olejów. Absurdalny wydawał mi się fakt, że mam je nałożyć zwłaszcza na włosy. Jak dobrze, że postanowiłam zaryzykować i przekonałam się, jakie wspaniałe efekty dają. Cały czas uważam, że to głównie dzięki olejowaniu moje włosy są w tak dobrej kondycji (trwała na blond włosach (!), rozjaśnianie, farbowanie, prostowanie- były, jak guma, a udało się je odratować).



Zimą MASŁO SHEA to must have w pielęgnacji mojej twarzy, ciała, włosów. Ponadto z powodzeniem stosuję je u córki, która ma Atopowe Zapalenie Skóry (jeżeli drogeryjne kosmetyki zawiodły, tak jak to u nas miało miejsce poczytajcie o naturalnych sposobach pielęgnacji skóry atopowej: https://www.mojealergie.pl/naturalne-sposoby-pielegnacji-skory-atopowej/).


MOJE ZASTOSOWANIA MASŁA SHEA
  • pielęgnacja ciała
  • pielęgnacja skór dzieci (ciało, odparzenia, AZS)
  • ochrona skóry przed wiatrem, mrozem
  • balsam do ust
  • krem pod oczy
  • dodatek do kremów, balsamów, odżywek
  • pielęgnacja włosów



Masło w porównaniu do naszego ulubionego oleju kokosowego ma bardziej treściwszą konsystencję. Twarda, zbita, grudkowata, toporna. W temperaturze pokojowej jest pod stałą postacią. Pod wpływem ciepła topi się, ale nie jest wówczas taka lejąca i śliska, jak w przypadku oleju kokosowego. Przez to nie lubię nim smarować całego ciała. Zdecydowanie preferuję aplikować je na dane partie. 

Moje dziewczynki zawsze były nim smarowane przed wyjściem na dwór zimą. Nie mam pojęcia tylko dlaczego zawsze się przed tym wzbraniały ;) Chyba nie ma dziecka, które lubi smarowanie. Produkt świetnie chroni przed wiatrem i mrozem delikatną skórę dzieci.

Masło pomogło mi na moje spierzchnięte usta (przełożyłam trochę do słoiczka na próbki), jak również wysuszone noski podczas choroby córek. Jest świetnym dodatkiem do kremów, balsamów, odżywek do włosów. Lubię stosować je w małej ilości pod oczy, wcieram je w paznokcie. 




Co jakiś czas, po kąpieli smaruję suche partie ciała masłem, aplikuję je pod oczy, nakładam na włosy, a na koniec na stopy. Jednym produktem mogę się praktycznie cała wysmarować. Uwielbiam jego nawilżające, natłuszczające i odżywcze działanie. Świetnie radzi sobie z suchością skóry, pielęgnuje moje włosy. Nałożony na stopy na noc pełni rolę maseczki- rano w dotyku są gładkie i miękkie. 
Z powodzeniem stosuję je w połączeniu z innymi kosmetykami. Przydatne jest zwłaszcza wtedy, kiedy dany produkt okazał się za słaby. Masło wzmocni jego działanie.

W przypadku Zosi, która ma AZS skóry za radą lekarza przez 2-3 dni smaruję ją masłem (lub olejem), a następie "atakuję" skórę emolientami- polecam wypróbować tą metodę, szczególnie wtedy kiedy pojawia się problem z utrzymaniem odpowiedniego nawilżenia skóry. Ponadto masło może być stosowane przy odparzeniach.
Notabene ponoć dobre jest do smarowania kanapek i smażenia, jednak tego jeszcze nie próbowałam :) Natomiast olej kokosowy z powodzeniem stosuję w kuchni.



Znacie masło shea? Lubicie je? Ja bardzo, ale gdybym miała wybierać to chyba jednak olej kokosowy jest bardziej przeze mnie lubiany.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...